Niby o Ani, ale jednak o mnie

Zwykły wpis

Wróciliśmy z wakacji. Mąż jutro wraca do pracy, ja zaczynam dziś po południu.

Mimo że było krótko, intensywnie, a chwilami nerwowo, to odpoczęłam. Mam dziś masę energii. Cieszę się tym, kim jestem, z kim jestem, gdzie jestem, co robię. Staram się ponapawać tym stanem, bo znam jego (a może raczej swoją) kruchość.

Spędziliśmy dwa tygodnie z moimi Rodzicami (co pewnie wyjaśnia jakoś, czemu czasami było nerwowo), częściowo w Gdańsku, częściowo na Kaszubach. Ania wybawiła się z Dziadkami (głównie Babcią) za wszystkie czasy, spędziła też masę fajnego czasu z nami. Jest naprawdę świetną kompanką wycieczek, jeśli tylko zapewni się Jej wystarczającą liczbę restauracji. Nadzieja na restaurację potrafi zmotywować do wielu przedsięwzięć;-) Ale zachwycała się też skansenem kolejowym, lasem, jeziorem, jedzeniem na trawniku, skakaniem po pieńkach, oglądaniem żab…

A ja zachwycałam się Anią. Naprawdę możliwość spojrzenia z dystansu bardzo pomaga. Jest niezwykła. Tak mądra, logiczna, elokwentna, rezolutna, dowcipna…

Lingwistycznie rozwinięta ponad wszelkie moje wyobrażenia. I nie chodzi tylko o znajomość słów czy poprawne stosowanie zwrotów. Ale o Jej autentyczną fascynację słowami, zamiłowanie do odgrywania scenek z użyciem ciekawych fraz, układaniem wierszyków czy piosenek, a wreszcie – jak już wszystkie wcześniej wymienione atrakcje się znudzą – “gadaniem językami”, jak nazywa to Mama. Ania długo, zapamiętale i sensownie (wiem, trudno to ocenić, ale ja wyczuwam w tym sens) potrafi perorować za pomocą zbitek sylab czasem nie przypominających niczego, a czasem wyraźnie zaczerpniętych ze znanych sobie słów w różnych językach. Często da się też rozpoznać, czy jest to zainspirowane polskim czy angielskim – po wymowie, melodii języka, czasem wtrącanych znanych ludzkości słowach. A, jeszcze coś – Ona rozumie z kontekstu, o czym mówi się przy Niej po angielsku. Nie uczę Jej jakoś planowo czy metodycznie, ale jednak potrafi słuchać (interaktywnie), jak po angielsku czytam, a jak – chcąc, by nie zrozumiała – rozmawiam z Mężem albo Rodzicami po angielsku, nieraz wtrąca się na temat. Na przykład mówię mojej słodyczoholicznej Mamie: “Please, don’t eat any more icecream or cake when the Little One is around, I don’t want her to have any more sweets after yesterday’s party”, a za minutę Ania (zupełnie z głupia frant) pyta: “A czy dzisiaj też mam imieninki?”. Mówię: “Nie, czemu pytasz”, a Ona: “Bo może można by jeszcze zjeść tort”…

No więc zachwycam się. Ale…

Przyłapałam się na tym, że często pytam moich Rodziców, czy ja też w wieku Ani robiłam to i owo, czy zachowywałam się podobnie itp. I że oczekuję odpowiedzi negatywnej, czuję się zaniepokojona, że w większości spraw potwierdzają, że ja byłam podobna. Zapytałam sama siebie: dlaczego? Dlaczego wolałabym wiedzieć, że ja byłam inna (w domyśle: mniej zdolna, mniej fajna) niż Ania. To pytanie pozwoliło mi dowiedzieć się o sobie czegoś bardzo trudnego.

Boję się, że Ania – mimo że teraz jest taka cudowna – w przyszłości będzie jak ja. To znaczy: taka beznadziejna, no przynamniej kiepska, nieudana, jak ja. Tak, tak coś w głębi mnie to widzi.

Odważyłam się to zwerbalizować przed Rodziną. Dowiedziałam się, że oczywiście nie jestem beznadziejna. No ale…

Pytam się dalej: dlaczego uważam się za beznadziejną? Bo nie mam pracy na etat… doktoratu… czytam za mało książek… nie znam się na naukach ścisłych… jestem gruba… To wszystko po części prawda – to znaczy prawda, że to mnie uwiera. Ale czuję, że problem jest znacznie głębiej, choć jeszcze nie wiem, gdzie.

Dobrze, że to sobie uświadomiłam, choć ciągle jeszcze nie wiem, co z tym począć. Ale może pomoże to i Ani – bo skoro jest we mnie obawa, by nie była jak ja, to na pewno jakoś by to na Nią wpływało.

Jedna odpowiedź »

  1. Taaak. Skąd ja to znam ;). Jestem beznadziejna, kiepska, nie mam doktoratu, czy chociażby podyplomówki, inni w moim wieku to i tamto, moi znajomi to i tamto, dlaczego nie wyglądam tak a tak itd. itp. A tak naprawdę skąd czerpiemy te wszystkie wyznaczniki, limity? Dlaczego wciąż do kogoś się porównujemy? Przecież tak naprawdę nie ma wyznaczników piękności, inteligencji, radzenia sobie w życiu, miłości. Ja bardzo często sobie w takich chwilach powtarzam, że jestem taka jaka miałam być, idealna w swoim byciu tu na Ziemi. Dostałam takie ciało i taki umysł, to ode mnie zależy czy będę poddawała się ego i pozwalała mu na wodzenie prymu i sobie na autoocenę wciąż z negatywnym skutkiem. Nie ma czegoś takiego jak wyznaczniki kim mamy być i jak wyglądać. To my sami tworzymy sobie to wszystko w głowie porównując się do innych. A po co :)?
    Głowa do góry :). Ja też mam podobne rozmyślania, chociaż jeszcze maluszka na świecie nie ma.
    Każdy z nas jest piękny w tym jaki jest.

  2. Myślę, że każda z nas to ma: patrząc na swoją córkę nie chce żeby miała nasze złe cechy czy np przeżyła te złe rzeczy, które my przeżyłyśmy.

  3. A ja obserwując rodziców zachwyt nad moim dzieckiem bałabym się zapytać czy też taka byłam. Bo wiem, że nie. Czy to znaczy, że on będzie miał w życiu lepiej? Ja się boję, że dam dziecku przekaz „bądź taki jak ja”. Nieświadomie, po prostu, żyjąc tak kulawo, uwiązana do przeszłości, bez celów, wizji, marzeń. On gdzieś sobie wydepcze swoją ścieżkę. Oby lepszą…

  4. Z mojego punktu widzenia to:
    1. Masz fajnego męża
    2. Wbrew wszystkim przeszkodom urodziłas rewelacyjną dziewuszkę
    3. Robisz mnóstwo rzeczy na raz i dajesz rade to uciągnąć (zawsze mnie fascynował jakim cudem to ci sie udaje… ja za leniwa jestem 🙂 )
    4. Rozejrzyj się wokół siebie ilu masz fajnych przyjaciół
    5. Nieustannie nad sobą pracujesz
    6. Doktorat na rynku pracy często przeszkadza, zamiast pomagać, więc nie płacz za bardzo nad jego brakiem 🙂
    7. Masz duże zdolności językowe i nie tylko
    8. Masz dużą empatię i umiesz dialogowąc z ludźmi
    I tak dalej, i tym podobnie 🙂 Kochaj Małą, daj jej wolność a resztą zajmie się samam przy współudzialle Pana B. Dobrze będzie, zobaczysz!

      • Od czegoś trzeba było zacząć z pozytywów w twoim zyciu, więc zaczęlam od rodziny 🙂 I to nie jest lista rzeczy, które świadczą o twojej wartości, tylko rzeczy dobrych, które tobie towarzyszą. Gdybym pisała o wartości to zaczęłabym od tego, że jesteś kochana przez Boga. I pewnie na tym bym skończyła 😀

  5. A ja Ci z całego serca polecam książkę „Urzekająca” Johna i Stasi Eldredge. Myślę, że znajdziesz tam wiele odpowiedzi na dręczące Cię pytania… Wiem, że ja znalazłam 🙂

      • Książka pomału odkrywa kolejne warstwy jakie mamy na sobie aby pomału dotrzeć do samego środka. Dotyka różnych (czasem) bolesnych aspektów kobiecości, naszych potrzeb, pragnień i przeprowadza (prawie za rękę) przez podróż wgłąb siebie. Moim zdaniem każda kobieta poważnie myśląca o pracy nad sobą w jakimkolwiek wymiarze, a szczególnie tym duchowym powinna ją przeczytać 😉 Dodam tylko, że to są moje subiektywne odczucia po tej książce – znam osoby, które nie były w stanie przez nią przejść. Jest dość trudna, bo zmusza do odpowiedzi na trudne pytania.

  6. Po tym jednym poście śmiem twierdzić, że Twoje obawy są bezpodstawne. Nie znając innych aspektów Twojego życia widzę, że masz cudną relację z Córką i cieszysz się macierzyństwem. A to jest COŚ!

  7. to niemożliwe, żeby Ania była tak jak Ty.. to nie jest także możliwe, żeby była beznadziejna jakkolwiek byś się nie starała….to nie jest także możliwe byś Ty była beznadziejna… możliwe jest, że Ania będzie o sobie myślała w ten sposób (jest możliwe co nie znaczy że będzie ;)), tak jak i Ty po prostu tak myślisz o sobie… a im dłużej starasz się sobie udowodnić, albo douczyć, albo doczytać książek, albo zrobić doktorat albo schudnąć tym bardziej utrwalasz tylko przypuszczam tę myśl o sobie… bo przecież te wszystkie rzeczy musisz zrobić bo „jesteś beznadziejna”… nic nie musisz… a i tak nie jesteś beznadziejna…
    skoro już dotarłaś do tej myśli o sobie, i pewnie poczucłąś coś w związku z tym, możesz pomyśleć i zapytać siebie: skąd ja to znam? skąd ja znam to uczucie.? a wtedy może dotrzesz do źródła, skąd ono się wzięło w jaki sposób powoli się kształtowało w Tobie…może taka refleksja pozwoli przerwać jakieś błędne koło traktowania siebie w jeden niezmienny i krzywdzący Ciebie sposób… tego CI życzę..:)

    • Dziękuję, Aneczko. To nie jest tak, że ja siebie świadomie uważam za beznadziejną. Ale właśnie przy opisywanej okazji odkryłam, że gdzieś w głębi mnie jest taki właśnie… sama nie wiem… zawód sobą? Te wszystkie doktoraty, wagi etc to tylko próba zrozumienia, tak naprawdę czuję, że to jest znacznie głębiej.

  8. też jestem gruba bez doktoratu, ale mogłabym być chuda z podstawówką, albo dalej palić, albo mieć doktorat i pić, albo nie mieć dziecka i być nieszczęśliwą

    nigdy nie wiemy co dla nas dobre,

    a beznadziejność jest różnie rozumiana, zależy przez kogo
    jesteś mądra, nie możesz więc być beznadziejna!!!!

  9. któregoś dnia złapałam się na podobnej myśli w związku z moim synkiem, pierwsza myśl była podobna jak Twoja, jednak im dłużej myślę tym więcej różnych odpowiedzi przychodzi mi do głowy, wciąż szukam, może jako rodzice chcemy aby nasze dzieci były po prostu od nas lepsze, miały fajniesze życie, itd.

Dodaj odpowiedź do asiiia Anuluj pisanie odpowiedzi