„Matka siedzi z tyłu”

Zwykły wpis

Nie mogłam się powstrzymać przed umieszczeniem tego kultowego cytatu, który zainspirował niniejszy wpis, już w tytule. Ale dla jasności dodam, że będzie o (nie)zadręczaniu się tym, co nie jest, a tylko być może albo nawet mogło by było być.Dla mniejszych fanów „Misia” przypominam rozmowę kierowcy z milicjantem przy świeżo postawionym przez MO osiedlu domków (kartonowych):

– Wczoraj jechałem tędy, tych domów jeszcze nie było.
– Tak mówicie? A gdyby tutaj staruszka przechodziła do domu starców, a tego domu wczoraj by jeszcze nie było, a dzisiaj już by był, to wy byście staruszkę przejechali, tak? A to być może wasza matka!
– Jak ja mogę przejechać matkę na szosie, jak moja matka siedzi z tyłu?
– Halo, tu „Brzoza”, tu „Brzoza”! Źle cię słyszę! Powtarzam, powiedział, że matka siedzi z tyłu… „Matka siedzi z tyłu!” Tak powiedział!
Przypomniała mi się ta kultowa scenka, kiedy ostatnio rozważałam bezdenną głupotę mego własnego dręczenia się. Wygląda to mniej więcej tak:
Ja: Uff, udało się, ciężko było, ale jakoś przetrwałyśmy (dajmy na to: atak furii wieczornej, niesienie zmęczonego dziecka na rękach przez cały park, katastrofę w postaci płatków z jogurtem na kanapie i dziecku czy co tam jeszcze wolicie)
Dręczenie (ps. „Brzoza”): – A gdyby ona tak ważyła parę kilo więcej, to jak byś sobie poradziła?
albo: A jakbyś miała dwójkę? a gdybyś tak była w ciąży, to jakbyś ją niosła?
Ja: Faktycznie, jestem strasznie nieudolna.
Znacie to? Ja sobie jakiś czas temu uświadomiłam, jak wiele energii kosztuje mnie walka z takim właśnie dręczeniem się. Z wymyślaniem alternatywnych scenariuszy, które by mnie przerosły (zarówno, gdy chodzi o bycie mamą, jak i o zupełnie inne życiowe sprawy). Te alternatywne rzeczywistości (obejmujące nie tylko przyszłość, ale nieraz i przeszłość) potrafią człowieka zmęczyć tak, że na tę jedyną prawdziwą i jedyną chwilę, za którą naprawdę jest odpowiedzialny, nie będzie mieć już sił.
A przecież już Pascal pisał, że nie żyjemy nigdy, skoro żyjemy tylko przeszłością albo przyszłością. On co prawda stwierdzał, że ciągle spodziewając się szczęścia, nie jesteśmy nigdy szczęśliwi, ale ja myślę, że są tacy (to nie żart, sama do nich należę), którzy spodziewają się nieszczęścia, które ich przerośnie, i w ten sposób nigdy nie czują się bezpieczni i zadowoleni.
No ale walczę z tym demonem.

Jedna odpowiedź »

  1. Ja stosuję cytat z narzeczonego mamy: Chciałaś, to masz… A potem dodaję jeszcze do niego: i sobie nie poradziłaś, muszą Ci pomagać, takie tam… :D. Twój dzisiejszy wpisz czyta się naprawdę świetnie, taki humorystyczny z wierzchu. I chociaż to autodręczenie jest męczące, bezsensowne i do zmiany ;), to aż się chce dołożyć Ci kilka pomysłów :P.

    • Czytałaś moją notkę „Nocne wrzaski…”? Tam trochę jest. Wiesz, u nas furia nie zdarza się często, ale jeśli już, to wieczorami (zwłaszcza jak Ania nie spała w dzień) przy myciu/kładzeniu spać, no i czasem w nocy. Był taki czas, jakiś miesiąc temu, kiedy się to nasiliło, teraz jest względnie lepiej.Ale piszę o tym dość często, bo to moje duże zmartwienie i wyzwanie dla mnie. Wiem, że to norma rozwojowa, ale jednak… martwi. A Wy tego nie przechodziliście?

      • Mój synek za 3 msce skończy 3 latka, i oczywiście też zdarzały mu się napady złości, ale stosunkowo łatwej do opanowania- gdy coś szło nie po jego myśli, wiadomo, spodnie nie te, kaszka w misce zamiast w butelce itd. Wystarczyło poświęcić kilka minut na pogadanie, wspólne znalezienie rozwiązania, czasem pół godziny wybierał sobie ciuchy,ale co tam, mamy czas:> Pytam, bo w nocy nigdy przenigdy. Zastanawiam się, czemu dzieci w tym wieku (ponad 2 lata) w ogóle płaczą w nocy, stąd moje pytanie. Mogę sobie wyobrazić, że nocne ataki to nie to, o czym marzy zmęczona przejmująca się mama:(

  2. Zadręczanie się sumą wszystkich strachów. A w środku rośnie kula lęku. Kiedyś. Teraz nauczyłam się myśleć tak: co by było gdyby? Dałabym radę! I paradoksalnie los chciał zweryfikować to moje harde „dam radę” i do zbuntowanej dwulatki dodał hojnie dwie siostry bliźniacze 😉 I daję radę. Sama. Niosąc przez park dwulatkę, a przed soba pchając podwójny wózek. Czasem płacząc z niemocy, wciąz pewna jednak, że stając się matką takiego stada, wchodze tylko na wyższe spotęgowanie miłości.

  3. jak przeczytałam ten urywek z filmu to echem odbiły mi się słowa „matka siedzi z tyłu..” dodałam od siebie, że „…siedzi z tyłu głowy”..i stale matkuje… w moim przypadku pseudonim dręczenia siebie (bo tez mnie to dotyczy) brzmiałby nie „brzoza” a „matka” właśnie…. ciekawe czy masz podobnie.. 😉

Dodaj komentarz