O uważności na dziecko (własne i nie tylko)

Zwykły wpis

Wczorajszy wpis i zawarta w nim hipoteza o tym, że dzieci, które nie słyszą „nie” i dalej chcą przytulać moje dziecko być może nie są szanowane w swoim „nie” w domu wzbudziły kilka sprzeciwów i kontrowersji (i tu, i bardziej w kilku fejsbookowych dyskusjach). Jeśli kogoś nimi uraziłam, szczerze przepraszam.

Jestem wdzięczna za wszystkie komentarze, dały mi do myślenia i czuję, że to faktycznie nie w tym rzecz. Mogę przyjąć, że dzieci są bardzo różne i nie wszystko jest uwarunkowane domem:) Szczególnie jestem wdzięczna za komentarz As, który znajdziecie pod wczorajszym tekstem.

Cała ta sytuacja (a raczej wspomnienia z licznych podobnych sytuacji w przeszłości) dała mi dużo do myślenia i chyba już teraz lepiej wiem, o co mi naprawdę chodzi.

Mam wielkie marzenie i potrzebę. Aby na moje dziecko patrzono uważnie i z szacunkiem. Aby go słuchano. Aby inny, zwłaszcza dorosły, człowiek nie kierował się w kontaktach z Anią przedzałożeniami o tym, co dzieci lubią, a czego nie, lecz by naprawdę słuchał. Jestem świadoma, że nie zawsze usłyszy, że ja także nieraz źle odczytuję wysyłane przez Anię sygnały. Ale też mam doświadczenie, którym chcę się tu podzielić, że jest możliwe, by moje marzenie się spełniało.

Spędziliśmy w sierpniu 10 dni na organizowanym przez Monikę Żyrafę rodzinnym obozie w Krzyżowej. Były tam zajęcia dla dzieci i dorosłych, warsztaty NVC i… to, co dla mnie najważniejsze i najcenniejsze: możliwość spotkania innych rodziców uważnych na swoje, i nie tylko swoje dzieci. Pierwszy raz przez dłuższy czas i z nieznanymi mi wcześniej w większości ludźmi czułam się tak swobodnie. Czułam, że moje dziecko nie jest oceniane za swoje zachowanie, że kiedy coś mu nie pasuje, to nie zwraca się uwagi przede wszystkim na to, czy płacze, krzyczy, chowa się czy ucieka, ale na to, że ma jakąś potrzebę i można spróbować ją zaspokoić. Wiedziałam też, że jeśli moje dziecko będzie komuś przeszkadzać, to po prostu to usłyszę, i że nie muszę sama w każdej chwili próbować się domyślać, że komuś przeszkadzamy, uciszać dziecka, zabierać z warsztatów itp.

Wspaniałe było dla mnie także to, że miałam bliski i serdeczny kontakt z innymi dziećmi. Niektóre były podobne do Ani, a niektóre bardzo inne. Czasem dobrze się dogadywaliśmy, czase trudniej i raz poprosiłam mamę jednej z dziewczynek o pomoc, bo sama nie umiałam wesprzeć i jej, i Ani przy konflikcie. I to wszystko było ok, normalne, nieocenianie.

Powrót do codzienności jest potem trudny. Bo myśląc o wczorajszej sytuacji zrozumiałam, że miałam oczekiwanie, by tamta mama dostrzegła moje dziecko i tego mi brakowało. Bo przywykłam, że się je dostrzega nawet wtedy, gdy sygnalizuje problem o wiele dyskretniej niż wczoraj.

Ania też przeżyła parę dni temu szok kulturowy, o którym chcę teraz napisać:) w dniu powrotu do domu nie chciało mi się gotować obiadu, więc pojechaliśmy do restauracji. Ania wpadła tam w straszną histerię, kiedy kelner bez pytania zabrał jej sprzed nosa menu (po tym, jak już zamówiliśmy). Jak już przestała płakać i krzyczeć, okazało się, że „on buchnął mi tą kartkę tak bez pytania, nie lubię, jak ktoś coś bucha”… Drobiazg, owszem. Ale pokazuje moim zdaniem, z jak innego świata wróciliśmy:)

Wiem już, że takie relacje są możliwe. I jest we mnie wielkie pragnienie częściej czerpać z tego źródła. Dziękuję wszystkim, którzy tam z nami byli. I wszystkim, którzy to potrafią bez warsztatów NVC:-) Są tacy. Pozdrawiam zwłaszcza Agę G., która to pewnie czyta?:) Ania codziennie od powrotu pyta, kiedy będziesz u nas nocować i mówi, że uwielbia gości z nocowaniem takich jak Ty:)

About lovespatient

Zakładam bloga już n-ty raz w moim nie aż tak długim życiu. Zawsze wtedy, gdy czuję się na tyle zakręcona, że ufam, że pisanie pomoże mi się odkręcić. Jak widać z faktu, że po jakimś czasie każdy zarzucam, chyba (trochę) pomaga.

Jedna odpowiedź »

  1. Jesteśmy teraz na wakacjach. Wszędzie pełno rodziców z dziećmi. Pierwszy raz od porodu mam okazję obserwować tyle rodzin. I są to różne spotkania, nie chcę wszystkich wrzucać do jednego worka, ale różowo nie jest:/ Dziś byłam świadkiem zmuszania dziewczynki do jedzenia. Ojciec, który mówi: „będziesz jadła to co Ci daję”. Niewzruszony jej płaczem wpychał w nią kolejną lyzeczkę. Miałam odruch wymiotny, dla mnie to było to samo jakby ją bił, a może i gorzej. Nie potrafiłam zareagować, nie wiedziałam co zrobić, jak tej dziewczynce pomóc.( Może masz to przepracowane, jak się zachować e takiej sytuacji?) Dlatego na wakacjach znacznie bardziej niż w domu potrzebuję uważności, aby czegoś nie przegapić. Zazdroszczę Wam, że mogliście się rozluźnić razem – cudowne, że są takie miejsca:)

  2. Ojeju! Dziękuję za pozdrowienie i Ani za przytulanie słowami :-). Chcę Jej przekazać wiadomość, że też uwielbiam być Jej/Waszym gościem i choć jeszcze nie wiem kiedy się pojawię, to bardzo wyczekuję nocowania :-).

Dodaj odpowiedź do lovespatient Anuluj pisanie odpowiedzi