Czuję, że jestem spięta do granic napięcia;-)
Obecny tryb życia trzyma mnie w takim napięciu i coraz bardziej mnie to męczy. Mąż pracuje w systemie zmianowym, który ma się nijak do mojego czy Aniowego rytmu tygodniowego (przedszkole, moje lekcje angielskiego). Do tego dochodzą moje prace w systemie nienormowanym: tłumaczenia, redakcje… Ktoś mnie ostatnio spytał o doktorat i chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałam, o co pyta. Jaki doktorat, ludzie, ja nie mam kiedy spokojnie usiąść. A jak już siadam, to do pracy, tylko że zaraz sobie przypominam o wywieszeniu prania, o skserowaniu czegoś tam jeszcze na lekcję etc. A potem zaraz biegnę po Anię do przedszkola. I znów nie mogę z Nią spokojnie spędzić czasu, bo wieczorem prawie zawsze jakaś lekcja.
Wiecznie łatam dziury w domowym „budżecie czasowym”, wiecznie czuję, że robię 1/n tego, co jest do zrobienia. Pogrążam się w chaosie i o ile bałagan niewiele mi w życiu przeszkadza, to ostatnio największym moim marzeniem jest, żeby mi ktoś posprzątał (i przy tym nie marudził, hehe).
Zauważyłam, że nieustannie poganiam Dziecko. I źle mi z tym…
Jak to wszystko ogarnąć?
O rany… a myśmy taki bajzel zostawili 😦
Kochana, za to przywieźliście jedzenie;) Jeden bajzel wiosny nie czyni. Mnie wykańcza chroniczny bałagan, którego nie ogarnę, bo potrzebowałabym… kilku godzin. A ja ich naprawdę nie mam.
A próbowałaś się zorganizować przy użyciu list? Ja w tej metodzie jestem jeszcze daleko od perfekcji, ale gdy pojawia się natłok zadań to bez listy ani rusz 🙂 Bardzo fajnie opisuje to Edyta u siebie http://lifeskillsacademy.blogspot.com/2012/03/zarzadzanie-czasem-sia-kolekcjonowania.html gorąco polecam 🙂
Dzięki Ci za to, znalazłam tam coś czego szukałam kiedyś (http://www.rememberthemilk.com) 🙂
Dzięki Ci za to, znalazłam tam coś czego szukałam kiedyś (Remember The Milk) 🙂
(dodaje drugi raz, więc nie wiem czy nie pojawią się dwa, na razie nie widzę pierwszego).
Ja się nigdy nie zabieram za całość, chociaż czasu mam sporo.
Sprzątam po małym kawałku. Najmniejsze kawałki to takie 5 minut, w czasie których gotuje mi się woda na kawę (czyszczę jeden kran, przeglądam lodówkę, myję podłogę pod kocimi miskami, ściągam ze sznurka skarpetki). Codziennie sprzątam Jasia pokój (to akurat lubię) i swoje biurko (bo to mi daję poczucie, że jest porządek). Mąż panuje nad zlewem i blatem w kuchni. Poza tym każdego dnia coś dodatkowo (mamy grafik ;)). Jeżeli tym systemem nie ogarniam to zaczynam wyrzucać rzeczy 🙂
No i jeszcze jest chyba kwestia tego co nazywasz bałaganem. Bo to co u nas w domu nie nazwała by porządkiem moja mama, ani tym bardziej moja teściowa. Mąż już powoli przyswaja, że porządek to nie są lśniące krany i podłoga odkurzona każdego dnia. Ja podchodzę luźniej, ale też nie tak, że mogę żyć w bałaganie. Znaczy mogę, ale co to za życie? 😉
Mnie mądre koleżanki pouczają, że mam nie tyle ogarniać, co obniżyć sobie nieco poprzeczkę, zluzować i przestać się napinać. Gdyż to jest jedyny sposób.
Ba! Tylko jak to zrobić?
Łączę się w spinaniu i życzę, żeby jednak się ogarnęło samo najlepiej, a Ty odpoczęła w końcu 🙂
Oj widzę, że na full obrotach 🙂
rozepnij się trochę ! 🙂