Spięta

Zwykły wpis

Czuję, że jestem spięta do granic napięcia;-)

Obecny tryb życia trzyma mnie w takim napięciu i coraz bardziej mnie to męczy. Mąż pracuje w systemie zmianowym, który ma się nijak do mojego czy Aniowego rytmu tygodniowego (przedszkole, moje lekcje angielskiego). Do tego dochodzą moje prace w systemie nienormowanym: tłumaczenia, redakcje… Ktoś mnie ostatnio spytał o doktorat i chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałam, o co pyta. Jaki doktorat, ludzie, ja nie mam kiedy spokojnie usiąść. A jak już siadam, to do pracy, tylko że zaraz sobie przypominam o wywieszeniu prania, o skserowaniu czegoś tam jeszcze na lekcję etc. A potem zaraz biegnę po Anię do przedszkola. I znów nie mogę z Nią spokojnie spędzić czasu, bo wieczorem prawie zawsze jakaś lekcja.

Wiecznie łatam dziury w domowym „budżecie czasowym”, wiecznie czuję, że robię 1/n tego, co jest do zrobienia. Pogrążam się w chaosie i o ile bałagan niewiele mi w życiu przeszkadza, to ostatnio największym moim marzeniem jest, żeby mi ktoś posprzątał (i przy tym nie marudził, hehe).

Zauważyłam, że nieustannie poganiam Dziecko. I źle mi z tym…

Jak to wszystko ogarnąć?

About lovespatient

Zakładam bloga już n-ty raz w moim nie aż tak długim życiu. Zawsze wtedy, gdy czuję się na tyle zakręcona, że ufam, że pisanie pomoże mi się odkręcić. Jak widać z faktu, że po jakimś czasie każdy zarzucam, chyba (trochę) pomaga.

Jedna odpowiedź »

    • Kochana, za to przywieźliście jedzenie;) Jeden bajzel wiosny nie czyni. Mnie wykańcza chroniczny bałagan, którego nie ogarnę, bo potrzebowałabym… kilku godzin. A ja ich naprawdę nie mam.

  1. Ja się nigdy nie zabieram za całość, chociaż czasu mam sporo.

    Sprzątam po małym kawałku. Najmniejsze kawałki to takie 5 minut, w czasie których gotuje mi się woda na kawę (czyszczę jeden kran, przeglądam lodówkę, myję podłogę pod kocimi miskami, ściągam ze sznurka skarpetki). Codziennie sprzątam Jasia pokój (to akurat lubię) i swoje biurko (bo to mi daję poczucie, że jest porządek). Mąż panuje nad zlewem i blatem w kuchni. Poza tym każdego dnia coś dodatkowo (mamy grafik ;)). Jeżeli tym systemem nie ogarniam to zaczynam wyrzucać rzeczy 🙂

    No i jeszcze jest chyba kwestia tego co nazywasz bałaganem. Bo to co u nas w domu nie nazwała by porządkiem moja mama, ani tym bardziej moja teściowa. Mąż już powoli przyswaja, że porządek to nie są lśniące krany i podłoga odkurzona każdego dnia. Ja podchodzę luźniej, ale też nie tak, że mogę żyć w bałaganie. Znaczy mogę, ale co to za życie? 😉

  2. Mnie mądre koleżanki pouczają, że mam nie tyle ogarniać, co obniżyć sobie nieco poprzeczkę, zluzować i przestać się napinać. Gdyż to jest jedyny sposób.

    Ba! Tylko jak to zrobić?

    Łączę się w spinaniu i życzę, żeby jednak się ogarnęło samo najlepiej, a Ty odpoczęła w końcu 🙂

Dodaj odpowiedź do kwokagorska Anuluj pisanie odpowiedzi