Uczucia? Byle nie prawdziwe…

Zwykły wpis

A ja jestem autentycznie wkurzona… Ostatnio jakoś odblokowało się we mnie przeżywanie takich negatywnych emocji i mogę powiedzieć wprost. Wściekła na maxa.

Na Babcię mojego Dziecka. Której, owszem, jestem ogromnie wdzięczna za czas i energię poświęcaną Ani. I którą Ania bardzo kocha i świetnie się razem bawią. Ale mimo to jestem wkurzona, bo coraz częściej dostrzegam, jak Babcia przerzuca własne nieumiejętności (nazwijmy to szumnie) intra- i interpersonalne na Wnuczkę.

Pewnie jestem przewrażliwiona. Ale widząc, z iloma trudnościami wyniesionymi z domu zmagam się ja sama, a jeszcze bardziej z iloma schematami swojej Mamy (rzeczonej Babci) zmaga się mój Mąż…, nie chcę, by Ania jako kolejne pokolenie niosła ten sam problem…

Moja Teściowa ani nie umie mówić, czego chce, ani nie umie znieść odmowy…

I kiedy mówi mi: „Ania wypatrzyła u mnie w torbie słodkie bułki, no to Jej dałam”. No trudno. Staram się zanadto nie dziwować i nie wtrącać się w to, co je z Babcią. „Dwie wsunęła” – mówi Babcia. No, pewnie moja mina zdradziła niezadowolenie, bo to już moim zdaniem przesada, ale trudno myślę, niech im będzie.

Babcia chyba jednak nie zauważyła mojej miny albo nie wzięła do siebie, bo mówi: „Jeszcze trzecia została, to może niech sobie weźmie”. Tu już zaingerowałam i mówię: „Nie, wystarczy, musi jeść coś innego, niesłodkiego”. Ania w płacz.

No i…

Babcia najpierw próbuje odwrócić uwagę (nie lubię tego, ale o tym może kiedy indziej), a w końcu: „A czemu płaczesz?” – udając zdziwienie… Ania nic, więc ja mówię: „Pewnie, że nie zgadzam się, by zjadła jeszcze jedną bułkę”.

Babcia: „eee, ta bułka pewnie już wyschła. Niedobra już jest”…

Nosz kurczę, przed minutą była na tyle dobra, by ją dziecku proponować.

Po co to kłamstwo? Żeby nie pozwolić dziecku przeżyć tego, co przeżywa? Chciała bułkę, miała nadzieję, że dostanie, a mama zabroniła. To na pewno smutne. Może wkurzające. No i tyle.

Uważam, że dziecko ma święte prawo czuć radość i smutek, zdenerwowanie, zawód, szczęście. Niech czuje to, co czuje, niech chce, czego chce…

Pal licho, że Babcia boi się czegokolwiek Ani odmawiać. Ja jestem dość asertywna, Mąż też, więc nie obawiam się, że Ania nie nauczy się, że istnieją inne wole prócz jej, inne chcenia, inne zasady. Musi się z nimi konfrotnować. Ale czemu nie ma czuć? Czemu trzeba zaraz odwracać uwagę (moja Mama też w tym celuje, nie tylko Teściowa), udawać, że nic się nie stało, kłamać (jak uczyć dziecko prawdomówności, jak najbliżsi kłamią w tak głupi sposób?), robić wszystko, by… nie poczuć się źle z tym, że dziecku źle?

Ja wiem, że opisuję drobną sprawę. Ale niestety narasta we mnie straszny bunt przeciw takiemu podejściu, jakie reprezentuje Babcia Ani. I nie mogę znieść, jak ktoś okłamuje moje dziecko. Powiedziałam to Teściowej. Pewnie się obrazi, ale może przynajmniej przy mnie będzie uważała, co Ani mówi…:-(

Jedna odpowiedź »

  1. U nas to samo :/. „Nie, mamy nie ma w łazience, wydawało Ci sie”… ???, znikające, zepsute nagle przedmioty, jedzenie, które nagle traci smak. Ale wspólnymi siłami nauczyliśmy się na przykład wsadzać ukochany kocyk do pralki, bez udawania, że nagle zniknął, że… ooo gołąbek. Teraz Dawid sam go umieszcza w pralce, oczywiście duma nie wystarcza na całą długość prania, ale uważam to za sukces.

  2. To kłamanie jest rzeczywiście straszne i wszechobecne. Najpierw okłamywane są dzieci, potem nie mówi się prawdy nastolatkom, a na koniec wszyscy się dziwią i oburzają, że jako dorośli mówimy prawdę i jej oczekujemy. Nie wiem jak wytłumaczyć rodzicom, czy babci, że dość już przemilczeń i jawnych kłamstw. Oni się tak panicznie boją konfrontacji z tym czego się wstydzą, czego nie akceptują. W jakimś sensie im współczuję, bo bać się to straszliwa rzecz, ale równocześnie nie chcę już grać w grę „ja wiem, że on wie, że ja wiem, że on wie”. Mówienie prawdy nie jest zresztą łatwe z takim „zapleczem” i bywa równie trudne w sprawach ważnych jak i błahych. Zresztą nie ma błahych kłamstw. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nasze dzieci są dość mądre żeby z naszym wsparciem nie wybierać drogi babć i cioć (nie generalizując oczywiście, wszak sama jestem ciocią jedynie 😉

    • Fajnie to napisałaś! Dziękuję za komentarz.
      Ja, odkąd pamiętam, nałogowo kłamałam, żeby ktoś sobie czegoś złego o mnie nie pomyślał. Jako nastolatka próbowałam z tym zerwać i jako tako się udawało, ale mimo niekłamania wprost i tak ciągle próbowałam udawać kogoś, kim nie jestem. Nawet przed sobą samą. A prawda bywa naprawdę wyzwalająca.

  3. Oj tak! Z jednej strony „dziecko musi sobie czasem popłakać”, a z drugiej każdy objaw niezadowolenia jest łagodzony i głupio neutralizowany, tak aby jednak nie płakało. I tak: bajki już się dzisiaj w komputerze skończyły, jedzenie jest niedobre, zabawki nieciekawe lub dla małych dzieci. I jeszcze moje ulubione „nie ma powodu do płaczu” bądź „tacy duzi chłopcy nie płaczą”. Najlepsze, że J. jakimś szóstym zmysłem często wyczuwa fałsz i patrzy na mnie wyczekująco, jak też zareaguję na babcine rewelacje.
    Za to druga babcia na głowie staje aby wnuczek przypadkiem nie narzekał, co też dla mnie jest niedopuszczalne, zwłaszcza w wersji „mama Ci nie dała, chodź babcia da”.
    Ale w sumie myślę, że Dziadkowie boją się jak zareagujemy na ich konflikt z dzieckiem. I nie chcąc podpaść postępują jeszcze gorzej.

    • Dzięki za Twoje uwagi, Asiu! Bardzo trafne! A tymi słowami: „Ale w sumie myślę, że Dziadkowie boją się jak zareagujemy na ich konflikt z dzieckiem. I nie chcąc podpaść postępują jeszcze gorzej” wyraziłaś coś, co jakoś przeczuwałam, ale nie do końca byłam świadoma. Tak. Moja Teściowa niewątpliwie boi się konfliktu z Anią, ale chyba jeszcze bardziej, co my zrobimy, jakby w taki konflikt popadły. Dlatego nałogowo podkreśla, że One nigdy nie mają ze sobą problemów, że zawsze się świetnie dogadują, etc. I chyba dlatego też na początku była przerażona i zszokowana, jak Ania straszliwie płakała, kiedy znikałam Jej z oczu (do około 7 miesięcy), bo zupełnie nie wiedziała, co z tym począć, a jednocześnie ani nie chciała się przyznać, że nie wie, ani przyjąć, że po prostu Mała tak ma i to niczyja wina… Trudne to. Bo naprawdę bardzo nam pomaga i jest dobrą Babcią, bardzo zaangażowaną i serdeczną.

  4. pamiętam,gdy jako dziecko karmiona byłam wiele razy takimi niewinnymi ściemkami i myslałam sobie (chociaż miałam 4 latka czy niewiele więcej!)m czy ci dorosli na prawde w to wierzą czy o co tu chodzi,że tak mówią;) dziś nie stosuję tego w wychowywaniu,wydaje mi sie to kretyńskie.Nie chcę być tak postrzegana przez dzieci:)

Dodaj odpowiedź do lovespatient Anuluj pisanie odpowiedzi